piątek, 12 lutego 2010

...przeprowadzka


Dziś przenieśli nas do dwójki. I tak poznałam Charlottę, która przebywa na oddziale z czteromiesięczną córeczką Cecylią. Mała też złapała „rota” i dlatego się spotkałyśmy. Charlotte jest Niemką. Zakochała się w Polaku i Polsce. Mieszka tu od dwóch lat. Świetnie mówi po polsku. Jest psychologiem. Z mężem rozmawiają językiem „środka” – tym, którym się posługiwali, gdy się poznali, czyli po angielsku. Ich córeczka jeszcze nie ma diagnozy. Czeka na wyniki badań wysłane do Niemiec. To czekanie jest najgorsze. Cecylka ma jakieś poważne problemy ze szpikiem…. Przed godziną obie wyszły na przepustkę i znów jesteśmy z Igorkiem w sali sami…
Igorek schudł przez kilka ostatnich dni prawie dwa kilo…. Gdy go myję pod skórą wyczuwam żeberka. Ale powoli ta moja wymizerowana twarzyczka nabiera rumieńców. Ma apetyt. Niestety owrzodzenie w buzi nie ustępuje. Zamawiamy lek z Niemiec – kosztuje 200 zł , ale ponoć jest bardzo skuteczny.
Z dobrych informacji: Igorkowi wzrósł poziom leukocytów. Mamy ich już ponad 3 tysiące. Biegunka też na szczęście ustąpiła. Tzn. na razie mały przestał się wypróżniać. Pojawiają się jeszcze sporadyczne bóle brzucha. Zwłaszcza po posiłkach. Musimy teraz poczekać na kupkę – ona pójdzie do badania i jeśli wszystko będzie dobrze – wyjdziemy do domu!
Wieczorami Igorka męczą koszmary. Jęczy przez sen – „nie, nie chce, zostaw!” Płacze. To efekt traumy, którą przechodzi. Lęk przed bólem, który wywołują te wszystkie zastrzyki, kroplówki, pobieranie krwi do badań. Dziś był kolejny dramat – zmiana opatrunku na wejściu centralnym. Musimy to robić co 7-10 dni. Płakał i krzyczał wniebogłosy. Trzy siostry musiały go trzymać, tak się wyrywał. Ja stałam pod drzwiami i serce mi się kroiło… I oczywiście zobaczyłam te pełne łez i wyrzutu oczy…. I usłyszałam: mamo, ale ja nie chcę! ale dlaczego? to mnie boli…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz