wtorek, 31 sierpnia 2010

...ale wyniki!!!

Dziś zrobiliśmy Igorkowi badanie krwii. Byłem w ośrodku zdrowia na Zasolu, gdzie pracują bardzo miłe, kompetentne i miłe Panie pielęgniarki i laborantki, zeby zrobić Igorkowi kontrolne badanie krwi. Wyniki, które osiągnęło nasz dziecko przeszły najśmielsze oczekiwania, bo okazało się, że absolutnie wszystkie wartości są w normie! Nie ma żadnych deficytów co oznacza, że organizm naszego wojownika wygrywa z oslabieniami. Kolejny dowód na taki stan rzeczy to fakt, że najmłodszy z Bartoszy zaczął jeść niemal wszystko. Przestał ostetntacyjnie zjadać tylko jeden posiłek i zaczął korzystać z całego wachlarza produktów, włącznie z owocami. Coś niesamowitego:)
Mocno ropoczęliśmy akcję wspierania małej Kalinki, o której Monika pisała wcześniej. Dziś rozmawiałem z Mirosławem Koźminem z "Super Expresu". Ma nas odwiedzić w piątek, pogadać z Igorkiem i coś napisać o naszym zwycięstwie. "Zarazilem" go przy okazji tematek małej Tarnowianki i on oczywiście ochoczo dał się namówić na tekst o niej. Monika posłała wczoraj informacje o Kalince do innych mediów. Bardzo potrzebne są jej pieniądze, ale myśle że dadzą radę!!! Innej opcji nie ma:)
Odwiedziłem też wczoraj małą mieszkankę Chrzanowa, chorą na wodogłowie. Ma cztery latka i jest urocza. Niestety kontakt z nią jest bardzo ograniczony. Mała potrzebuje specjalnego kombinezonu, który będzie utrzymywał jej wiotkie cialko. Z kombinezonem damy rady ale potrzebne są pieniądze na terapię. Więcej na jej temat, już niedługo w prasie chrzanowskiej oraz na portalu chrzanowskie24.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

... dobry czas


Dziś rano mail na skrzynce. W szpitalu w Krakowie czekają na raport z Freiburga. Dopiero wtedy przystąpią do ustalenia termin konsylium. Znów prosimy kochaną Gosię o telefon i zbadanie sprawy. Działa. Dostajemy informację zwrotną, że prof. Kontny jest na urlopie, ale Dr Escobar ma przesłać mailem lub faxem protokół.
Wczoraj odwiedziny cioci Mai. Z zegarmistrzowską precyzją przepłukuje wejście centralne i zmienia opatrunek Igorkowi. Szczelnie opakowuje słonika, aby w przedszkolu nie stanowił problemu. Gdyby nie Maja musielibyśmy jak inni rodzice co tydzień krążyć pomiędzy Oświęcimiem a Krakowem.
Dzięki Gosi skontaktowała się z nami jej przyjaciółka lekarka Bożena z Warszawy. Rozmawiamy o diecie i suplementacji w okresie rehabilitacji. Bożena ma ogromną medyczną wiedzę, cały czas studiuje i dokształca na temat holistycznego podejścia do pacjenta. Utrzymujemy dietę antyrakową, ksylitol zamiast cukru, suplementację. Igorek pije Flavon Kids, olej lniany budwigowy, zażywa probiotyki.
Kupiliśmy maszynę do pieczenia chleba i wczoraj upiekłam pierwszy chleb z mąki orkiszowej. Bochenek w kształcie nie był idealny, ale na szczęście jadalny. Pierwsze koty za płoty.
Skontaktowała się z nami Gosia z Tarnowa , mama półrocznej Kalinki leczonej w USD Kraków. Miesiąc temu lekarze zdiagnozowali u małej złośliwego nowotwora obojga oczu o nazwie siatkówczak (retinoblastoma). Leczenie tego nowotworu jest długie i najczęściej kończy się całkowitym usunięciem gałek ocznych. Rodzice walczą o zachowanie wzroku Kalinki. Znaleźli londyński szpital, w którym leczy się siatkówczaka poprzez podanie leku Melphalan tętnicą udową bezpośrednio do oka. To nowatorska kuracja, w Polsce w ogóle niedostępna. Barierą jednak jest cena – 25.000 funtów za dwie kuracje, nie mówiąc już o całej masie innych opłat.
Rodzice podjęli walkę. Prowadzą bloga: http://www.kalinajanowska.blog.onet.pl./
Jeżeli możecie jakoś pomóc – będziemy wdzięczni. Nagłaśniajcie tę sprawę. Liczy się każdy grosz.
…........................................................................................................
Artykuł Moni Pawłowskiej (fot. Leszek Pniak) w Gazecie Krakowskiej:
http://oswiecim.naszemiasto.pl/artykul/549584,maly-igorek-z-oswiecimia-wygral-straszna-walke-z-rakiem,id,t.html

czwartek, 26 sierpnia 2010

…małe tęsknoty

Igorek bardzo tęskni do chwili kiedy z jego ciałka wyciągną „słonika”. Usunięcie wejścia centralnego oznacza zwrócenie wolności, gwarancję swobodnej zabawy, pluskanie się w wannie bez ograniczeń i długo oczekiwaną możliwość pójścia na basen. Prof. Udo Kontny powiedział, że powinniśmy uczynić to jak najszybciej i od września wysłać Igorka do przedszkola… I taki plan zaczęliśmy wcielać w życie.
Wczoraj ustaliłam więc telefonicznie z panią doktor prowadzącą, że zabieg usunięcia słonika wykonają Igorkowi w USD jutro, dziś miałam tylko potwierdzić termin. Zadzwoniłam i…. zostałam sprowadzona na ziemię. Okazało się bowiem, że procedura przywracająca normalność naszemu dziecku, nie jest taka oczywista, jak nam się wydawało. Poinformowano mnie, że najpierw musi zebrać się konsylium, które podsumuje dotychczasowe leczenie Igorka (w oparciu o wyniki badań z Freiburga) i wyda decyzję o jego zakończeniu ( jeśli oczywiście uzna je za zakończone, co nie jest takie oczywiste, jak mnie poinformowano, gdyż operacja się nie odbyła). Ponadto dowiedziałam się, że zebranie kilku specjalistów razem na wspólnym posiedzeniu zapewne trochę potrwa….
Świetlana perspektywa nieskrępowanej wolności odsunęła się w czasie… Przygnębiło nas to.
Z doświadczenia innych rodziców wiem, że lekarze z USD niechętnie usuwają wejścia centralne, bo przecież są kosztowne, a w przypadku „ewentualnego” nawrotu choroby trzebaby je zakładać na nowo. Znam więc wielu małych pacjentów, którzy mimo, że są już na chemii tabletkowej, przyjeżdżają co tydzień do USD zmieniać opatrunek i płukać wejście, którego im „na wszelki wypadek” nie usunięto.
A przecież ten pomocny w trakcie chemioterapii port, potem jest już tylko przeszkodą na drodze do życia pełną piersią. Powoduje dyskomfort. Przypomina o chorobie i możliwości jej nawrotu. A nie od dziś wiadomo, jak ważne jest nastawienie w walce z chorobą. Stan euforii, tak bardzo pożądany właśnie teraz, lekko przygasł. Obiecaliśmy naszemu dzielnemu maluchowi, że wyciągniemy słonika niedługo. "Za ile… tygodni?" - zapytał smutno Igor. Nie zapytał - za ile dni, tylko - za ile tygodni, jakby przeczuwając, że to wszystko nie jest takie proste, jak nam i profesorowi Kontnemu się wydawało… Zrobiło się nam smutno.
Dlaczego coś, co jest oczywiste na Zachodzie u nas być nie może i znów odbijamy się o papierki, decyzje, procedury, a w podtekście- pieniądze??? A gdzie w tym wszystkim jest nasze dziecko??? Jego pragnienia, jego tęsknoty. Na ile się je wycenia???
Igorek musi przyjąć kolejną niepotrzebną lekcję dorosłości, lekcję dorastania do niełatwej rzeczywistości.
............................................................
Artykuł o zwycięstwie Igorka opublikował "Dziennik Polski":
http://dziennik.krakow.pl/pl/region/oswiecim/1053941-igorek-wygral-z-rakiem.html

Felieton Piotrka Struczyka w "oświęcimskie24.pl":
http://www.oswiecimskie24.pl/5089,Iskierka-dobroci.html

środa, 25 sierpnia 2010

... rzeczy kilka

O kilku rzeczach, które miały miejsce, nie zdążyłem jeszcze wspomnieć. Między innymi o tym, że dzięki przyjaciółce „naszej Gosi” Katerinie i jej narzeczonemu, mieliśmy okazję razem z Igorkiem być na meczu Bundesligi. Igorek w sprezentowanej klubowej koszulce:) Niestety nie przynieśliśmy Freiburgowi szczęścia, ponieważ chłopcy z najcieplejszego niemieckiego miasta polegli w tym spotkaniu 1:3. Tak naprawdę za specjalnie się nawet temu faktowi nie dziwimy, bo dość sporą dawkę szczęścia wykorzystaliśmy na innym polu...:)
Wczoraj był ważny dzień. Razem z Igorkiem poszliśmy do przedszkola żeby potwierdzić, że od 1 września najdzielniejszy z dzielnych wraca do tej właśnie instytucji. Już w drzwiach powitała nas uśmiechnięta Pani dyrektor Jadzia, która wyściskała i wycałowała malucha (ups, przepraszam, starszaka). Przedszkole nr 16, jako jedna z pierwszych instytucji zorganizowało pomoc dla Igorka. Już wtedy, 8 miesięcy temu, umówiliśmy się, że od września Igor wraca. Dotrzymujemy umowy:)
Dla Igorka była to bardzo podniosła chwila. Sam powrót był dla niego jednym z motywatorów do walki o powrót do zdrowia. Siedział więc z ogromnym pietyzmem przy biurku, przysłuchując się naszym rozmowom i tylko zapytany przez Panią Dyrektor, grzecznie odpowiadał na pytania. Ja oczywiście znów się wzruszyłem czego szczerze mówiąc mam już lekko dość, bo teraz przecież powinienem się tylko cieszyć!!! Ale to nieważne, ważne że dzieje się tak, jak gdyby nigdy nic nie było...
Od przedwczoraj trwa świętowanie. Wobec faktu, że tata nie pije alkoholu, ciężki obowiązek wyjątkowego toastu, musieli wziąć na siebie wujek Michał i wujek Kazek.  Odwiedziły nas też: ciocia Kamila i ukochana ciocia Iwonka z kwiatami i prezentami. Było bardzo sympatycznie. Jak za dawnych lat. Jakby tych 8 miesięcy nie było. W oczach naszych przyjaciół widzieliśmy radość i wzruszenie a oni w naszych musieli widzieć to samo. Byli przy nas przez cały ten czas. Bez nich nie byłoby tego zwycięstwa. Tak jak bez Was.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

... z tarczą

W niedzielę rano Igorek uczestniczył w nabożeństwie w Calvary Chapel – chrześcijańskim kościele, w którym pastorem jest Olivier... Dzieci przyjęły go bardzo ciepło, modliły się o jego zdrowie ( w przykościelnym przedszkolu, w którym Igorek czuł się jak ryba w wodzie), i wspólnie odśpiewały pieśń, która Andrei dodawała sił podczas chemioterapii... O tym, że Bóg jest z nami zawsze, nawet, gdy wydaje nam się, że nas opuścił; że czuwa, wspiera, otacza opieką...

Igorek dostał wiele prezentów - polską Biblię dla najmłodszych, życzenia i modlitwy spisane na pocztówce, płytę z pieśniami religijnymi autorstwa Denise i jej szwajcarskich sióstr, dużo zdrowych chrupek i przekąsek bez cukru...
Potem nadszedł czas rozstania...
Ciężkie były te pożegnania. Wiele łez radości i smutku, że opuszczamy nowych Przyjaciół, ludzi, którzy stali się nam bardzo bliscy, byli naszą rodziną. Igorek bardzo chciał zabrać Gosię z nami do Oświęcimia, i smucił się, że (przynajmniej teraz) jest to niemożliwe.
Nasza kochana opiekunka, przyjaciółka, tłumaczka, towarzyszka poważnych spotkań, pełnych napięcia badań, smutku i łez szczęścia... Organizatorka czasu wolnego.... zabaw dla igorka, animatorka wielu cennych spotkań. Ledwie się rozstaliśmy już za sobą tęskniliśmy....
Gosiu Kochana, nawet nie wiesz jak bardzo jesteśmy Ci wdzięczni, za gościnę, za tyle ważnych i pięknych chwil, za nasze rozmowy, za twój śmiech, poczucie humoru, za swobodę obcowania z Tobą każdego dnia. I za Twoje pyszne sałatki. Do zobaczenia – u nas. Wkrótce!!!

Z Freiburga wyjechaliśmy wczoraj ok. 15.00, w domu byliśmy przed północą. Przejechaliśmy szczęśliwie 1200 km w 9 godzin ( to jest możliwe tylko na niemieckich autostradach, tam podróżowanie jest przyjemnością). Igorek oglądał bajki, śmiał się, rozmawiał z nami całą drogę.
Jest szczęśliwy. Najbardziej marzy o tym żeby pojechać nad morze. I iść do „polskiego Kakada”, no i wrócić do przedszkola... Do starszaków oczywiście.
Mamy tyle do nadrobienia!!!
Prof. Udo Kontny prześle wynik konsultacji w języku angielskim do USD i jedną kopię do nas. Muszę skontaktować się z oddziałem w celu ustalenia terminu usunięcia Igorkowi wejścia centralnego i ustalenia planu wizyt kontrolnych.
Kolejny rezonans za trzy miesiące. Wtedy znów nadejdą ciężkie chwile. Ale dzisiaj o tym nie myślimy. Pokładamy ufność w Bogu, wierzymy, że będzie dobrze.
Dziś powtarzamy za piosenką (Albert "katuje" nas nią od rana, puszczał już 50 razy - Ela & Adam:) : „Trwaj chwilo, trwaj, jesteś piękna!!!”

PS. Chciałam jeszcze napisać, że dziękujemy Wam za te wszystkie wspaniałe, mądre, energetyzujące esemesy, które otrzymywaliśmy od Was przez cały czas...
Dzięki nim, nasz synek zrozumiał coś, czego nie pojmował wcześniej, a mianowicie, że można płakać... ze szczęścia.

Cudowna wiadomość, o tym, że Igorek pokonał nowotwór, rozeszła się lotem błyskawicy:
http://www.faktyoswiecim.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=3630:oswiecim-igorek-bartosz-wygral-walke-z-choroba-nowotworowa&catid=89:aktualnosci&Itemid=53

http://chelmek.info/?p=2800

sobota, 21 sierpnia 2010

...pierwszy dzień wiosny

Jest już późny wieczór. Igorek zasnął przed chwilą,oczywiście do końca katując „Żółwie Ninja”. Patrząc na jego oddech, po raz pierwszy od kilku miesięcy nie muszę się bać, że ustanie. Nawet Ci z was, którzy empatię mają mocno rozwiniętą, nie są w stanie zrozumieć życia kogoś, kogo pierwszą czynnością po otwarciu oczu jest sprawdzanie, czy śpiące obok dziecko oddycha. I w ciągu całego dnia nie można od tego uciec, bo nie ma miejsca na świecie, które dawałoby od tego azyl. A nawet jeśli na chwilę przestanie się o tym myśleć, to za kilka chwilę myśli wracają razem z oskarżeniem – jakim prawem nie myślisz o chorobie swojego dziecka??
I tak w kółko przez 8 miesięcy.
Dlatego jestem pewien, że wszystkie kolejne poranki będą już dobre. Bo od chwili kiedy dowiedziałem się, że Igorek wyzdrowiał, niczego więcej od życia w zasadzie już nie chcę. Jest mi tak cudownie dobrze, że lepiej już i tak nie ma szans być...:)
Oczywiście mamy świadomość jaka to choroba i, że ciągle będzie przy nas zagrożenie jej powrotu. Ale z mojego punktu widzenia, to już tylko zagrożenie, a nie życie z „gadem” w głowie ukochanego dziecka. Po prostu teraz będzie już dobrze, bo innej opcji nie ma.
Ściskałem dziś Igorka chyba ze 100 razy. Chyba ma mnie lekko dość. Muszę „zluzować”, bo zacznie przede mną uciekać. Tylko jak przestać?:)
Sytuacja, w której się znaleźliśmy jest cudowna, ale są 2 obszary, które musimy przepracować. Po pierwsze, co dalej z blogiem? Czy uważacie, że powinniśmy prowadzić go dalej, pisząc, co ciekawego dzieje się w życiu Igorka? Może powinniśmy go w jakiś sposób przeformatować? Na przykład tak, żeby stał się instytucją doradczą, dla rodziców dzieci chorych na raka? A może macie jakieś inne pomysły/sugestie? Mamy przecież świadomość, że blog jest tak samo Wasz jak i nasz, więc chcielibyśmy poznać waszą opinię. Napiszcie proszę, jak waszym zdaniem miałoby to wyglądać.
I jeszcze kwestia pieniędzy. Mamy zebraną sporą kwotę zbieraną na operację, której w efekcie nie będzie. Pamiętajcie jednak proszę, że nie mogliśmy do wczoraj tego wiedzieć, bo jeszcze przedwczoraj obowiązywała inna wersja wydarzeń. W każdym razie pieniądze są i trzeba coś z nimi zrobić. Bardzo liczę tu na powstającą Fundację Małej Orkiestry Wielkiej Pomocy. Myślę, że dzięki niej znajdziemy dzieci, którym będziemy mogli przy pomocy tych pieniędzy pomóc. Mamy możliwość przekazania pieniędzy wskazanym przez nas dzieciom – członkom fundacji „Zdążyć z Pomocą”. Igorek skorzysta z nich tylko marginalnie na dodatkowe badania i suplementy. Reszta trafi do innych chorych dzieci. O tym dokładnie do kogo, zdecyduje zarząd Fundacji MOWP, ponieważ sam takich decyzji, najnormalniej w świecie podejmować nie chcę.
Takie działanie z naszej strony jest ryzykowne. Mamy bowiem pełną świadomość, że jeśli choroba by wróciła a operacja okazała się konieczna, po raz drugi pieniędzy nie zbierzemy. Może to brutalna, ale jednak rzeczywistość. Z drugiej jednak strony, nie możemy przecież trzymać na koncie pieniędzy, na zasadzie „jakby co”. One muszą trafić do dzieci, które tego potrzebują i dokładnie tam trafią. Skoro już zaufaliśmy opatrzności, musimy wierzyć jej dalej.
W niedzielę ruszamy w stronę domu. W następnym tygodniu będziemy odpoczywać w maksymalnie możliwym oderwaniu od świata. Bardzo tego potrzebujemy. Musimy zacząć nadrabiać czas, który odebraliśmy Janoszkowi, żeby mieć go więcej dla Igorka. Janoszek, na pozór zniósł to dobrze, ale wiemy że ma duże deficyty w kontaktach z rodzicami. Musimy teraz zacząć uczyć się normalnie żyć i spróbować oddać choć ułamek tego, co od Was dostaliśmy. Wszystkiego nie jesteśmy w stanie oddać, nawet gdybyśmy próbowali przez tysiąc najbliższych lat. Bardzo Wam wszystkim, jeszcze raz dziękujemy.

piątek, 20 sierpnia 2010

...Wygraliśmy!!!!!!!!!!!!


Wasze i nasze modlitwy zostały wysłuchane. Bóg istnieje i jest wielki. Dziś pozwolił naszemu synkowi narodzić się na nowo. Tak bardzo się o to wczoraj modliliśmy u Oliviera, który jest pastorem, jego żony Denise, z ich przyjaciółmi, z Andreą, która sama jest po chemioterapii ciężkiego nowotworu. Łezki nam kapały, gdy powiedzieli, że Anioł Stróż będzie przy Igorku, że będą się o to dziś modlić. I był.
20-ty sierpnia. Długo będziemy pamiętać tę datę... Dziś, po głębokiej nocy, po ośmiu miesiącach ciemności w naszym życiu znów zaświeciło słońce. Wypełnia nas nadzieja, bo w końcu „jest przepięknie i zaczyna być normalnie”
Dziś rano w Instytucie Nuklearnym UK Freiburg Igorkowi wykonano PET-CK. Oczywiście nasz dzielny syn bez usypiania,  w bezruchu zniósł dwukrotnie wykonywany - tomograf emisyjny (powtarzano badanie w obrębie głowy). Powtarzano, aby się upewnić, że stało się to, o czym marzyliśmy, o co się modliliśmy – że .... w jego ciele nie ma już ani jednej komórki nowotworowej! Resztki guza, które pozostały są martwe, a kość – czysta. Zregenerowała się, jak powiedział Profesor....
A więc „stało się tak, jak gdyby nigdy nic nie było”.
Konsylium (złożone z radiologów, onkologów, laryngologów, neurochirurgów) zadecydowało jednogłośnie, że operacja w tej sytuacji byłaby dla Igorka zbyt dużym ryzykiem – martwe resztki guza położone są zbyt blisko tętnicy, a jej uszkodzenie, czy wycięcie fragmentu, mogłoby doprowadzić do niedotlenienia i trwałych urazów.  Gdyby w uszku Igorka pozostałyby jakieś komórki żywe, wówczas lekarze podjęliby takie ryzyko. W obliczu najnowszych badań jest ono zbędne. Dwukrotnie prof. Udo Kontny podkreślał, że guz świetnie zareagował na chemio- i radioterapię, że masa resztkowa jest minimalna, co bardzo dobrze rokuje na przyszłość. W związku z tym lekarze nie zaordynowali także Igorkowi chemii w tabletkach, która stanowi ostatnie ogniwo leczenia.
Ni mniej ni więcej, tylko Prof. Kontny oznajmił nam, że Igorek jest zdrowy. Że możemy śmiało usunąć mu słonika (wejście centralne) i posłać do przedszkola. Ta wiadomość najbardziej ucieszyła Igorka. Wyszliśmy z Kliniki i na skwerze płakaliśmy ze szczęścia. Dzwoniliśmy, wysyłaliśmy esemesy.... Poznana w Klinice pielęgniarka Sandra z Polski (kolejny nasz Dobry Duch), czekała specjalnie na Igorka, aby poznać opinię profesora.
Wiemy, że przed nami pięć lat niepokoju. Mamy wykonywać badania kontrolne i wysyłać do Freiburga... Rezonansy, echokardiogramy serca, rtg płuc, usg wątroby....
Ale nie to zaprząta naszego umysłu. Nasze serca dzisiaj biją jak dzwony. Dzisiaj świętujemy. Dziś nasz syn jest zdrowy. Dziś narodził się na nowo. Wszyscy narodziliśmy się znowu. Również, dzięki Wam...
Reszta jutro, dziś będziemy świętować!!!!

czwartek, 19 sierpnia 2010

...w oczekiwaniu


Wczoraj zadzwonił do nas prof. Udo Kontny z informacją, że neurochirurdzy niemieccy obejrzeli  obrazy  rezonansu magnetycznego, które Igorkowi wykonano 3 sierpnia w Polsce i uznali, że są wystarczające i nie trzeba powtarzać badania MRI. Czekają jednak jeszcze na wynik PET i wtedy zasiądą do rozmów.
 W związku z tą nieoczekiwaną zmianą planów mamy dziś dzień wolny...
Gosia dwoi i się troi, aby Igorek się nie nudził. Ucieka na chwilę do pracy, a potem wpada do nas i organizuje rożne atrakcje. Wczoraj  zabrała Igorka do swojej firmy (produkującej soczewki kontaktowe) i na zakupy, a po południu zawiozła nas do Kinder Galaxy (takie oświęcimskie „Kakadu” tylko dziesięć razy większe...). Igorek biegał z wypiekamy po kolorowej hali, zjeżdżał na zjeżdżalniach, skakał na dmuchańcach, trampolinach, wspinał się, lądował w kuleczkach. Tak mu się spodobało, że dziś rano chciał pojechać tam znowu. Ale dziś jesteśmy zaproszeni do Denis i Oliviera na grilla a potem z dziećmi mamy buszować po jakimś labiryncie...brzmi tajemniczo.
Freiburg jest uroczy. Dziś w końcu zrobiło się ciepło, wyjrzało słońce, więc mogliśmy trochę pospacerować. Odwiedziliśmy kilka sklepów. To niesamowite, że w najmniejszym nawet sklepiku są duże stoiska BIO, a nieopodal domu Gosi - mały sklepik ze zdrową żywnością. Zakupiliśmy dziś Igorkowi na deser lody waniliowe bez cukru ( słodzone syropem z agawy). Cały Freiburg jest bardzo EKO i bardzo nam się to podoba
Jutro o  8.30 na czczo stawiamy się w Klinice, gdzie lekarze wykonają Igorkowi pozytonowy tomograf emisyjny, czyli popularnego PETA. To badanie przeskanuje ciało Igorka i wykaże aktywne komórki nowotworowe. Oby ich nie wykrył.
W piątek po południu lekarze zrobią konsylium i zdecydują czy/kiedy przeprowadzić operację. Oczekiwanie jest udręką, ale „w całości” trzyma nas nadzieja. Musi być dobrze, innej opcji nie ma.

środa, 18 sierpnia 2010

…świat nowych przyjaciół

Wczoraj razem z Gosią odwiedziliśmy dom niemieckiego pastora. Okazało się że zarówno Oliver jak i jego żona Denis są niezwykle ciepłymi ludźmi a atmosfera panująca w ich domu, to istne marzenie wszystkich tych, którzy pragną ciepła domowego ogniska. Sami mają 5 dzieci a wczoraj, oprócz Igorka, przebywało tam jeszcze troje dzieci ich przyjaciół. Oczywiście szybko się okazało, ze problemy językowe nie są żadną przeszkodą dla maluchów. Igorek bardzo szybko złapał kontakt z pozostałymi a zabawom, harcom i śmiechom nie było końca.
Ja długo rozmawiałem z Olivierem na temat choroby Igorka a ten nietuzinkowy człowiek z każdą minutą wlewał w moje serce coraz więcej nadziei. Monika z Gosią i Denis pomiędzy swoimi rozmowami czułym okiem obserwowały dzieciaki, a naprawdę było czego pilnować..
Na zakończenie cudownego popołudnia pograliśmy na gitarach. Okazało się, że nasi gospodarze to rodzina muzykująca a pani domu wydała nawet płytę. Zachwycał nas jej cudowny głos, który w połączeniu z późniejszym pokazem tanecznym dziewczynek, utrwalił uczucie błogiego spokoju i przyjaźni, jakie znaleźliśmy w ich domu. To był cudowny wieczór, w czasie którego zapomnieliśmy na chwilę o tym, po co tu jesteśmy. Dziękujemy.
Jutro i pojutrze Igorek idzie na oddział, gdzie będzie miał przeprowadzone kompleksowe badania, po których zapadnie decyzja ewentualnie zatwierdzająca operację. Najważniejsze z nich to badanie PET, które wykazuje dokładnie aktywność komórek rakowych. Wiemy, że wyjdzie dobrze. Nie ma innej opcji.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

...pierwszy dzień w Klinice

Przywitał nas dziś zimny, wietrzny i deszczowy poranek, za to przyjęcie w Klinice było niezwykle ciepłe i profesjonalne. Zarejestrowaliśmy się w punkcie informacji i uiściliśmy wstępną opłatę. Potem skierowano nas do Ambulatorium Hematologiczno-Onkologicznego, gdzie czekaliśmy na przyjęcie przez doktora H. Escobara. Igorek zdążył w międzyczasie zaprzyjaźnić się w poczekalni z małą Sonią z Rosji i pohuśtać się na bujanym krokodylu z kilkuletnią uroczą turczynką Tiną :)
Najpierw bardzo sympatyczna pielęgniarka zważyła, zmierzyła i zbadała ciśnienie Igorkowi. Potem w drzwiach stanął uśmiechnięty dr Escobar, który uścisnął nam dłonie i przedstawił się a potem przystąpił do szczegółowego wywiadu na temat Igorka (od historii ciąży poczynając). Gosia spisała się na medal w roli tłumacza, a rozmowa toczyła się i po niemiecku, i po angielsku, a momentami nawet po hiszpańsku:)
Dr Escobar zbadał Igorka i pobrał mu krew do badania (tutaj w Niemczech wykonują to samodzielnie lekarze, a nie jak u nas – pielęgniarki). Igorek, co było nowością, mógł odrywać kolorowe tłoczki od strzykawek-probówek, w których znajdowały się próbki jego krwi.
Wszystko trwało ok. półtorej godziny.
W międzyczasie dwukrotnie zaglądał do nas szalenie miły prof. Udo Kontny, który poinformował nas, że ma już prawie pełną dokumentację choroby Igorka, ale prosi jeszcze, by Klinika w Krakowie przesłała do Kliniki w Kiel próbki z biopsji guza Igorka, które trafią do badania histopatologicznego w tamtejszym niemieckim ośrodku. Prośbę w tej sprawie wysłalam e-mailem do naszej pani doktor. Mamy nadzieję, że zdążą przesłać próbki na czas.
Badania PET i MR standardowo wykonuje się w Klinice we Freiburgu w czwartek i piątek, ale prof. Kontny poinformował nas, że stara się je przyspieszyć, bo na piątek zaplanowano posiedzenie konsylium lekarzy, którzy rozpatrzą przypadek Igorka i zadecydują o dalszym leczeniu. Do piątku lekarze powinni zapoznać się z wszystkimi wynikami badań.
Na odchodnym prof. Kontny powiedział, że ma ciocię w Gliwicach i zna nawet jedno polskie zdanie: "Jestem bratankiem pani Wójcik". Pożegnal się z nami polskim "do zobaczenia"
Od jutra do środy między godz. 8 .00 a 11.00 mamy zachować gotowość - Igorek musi być na czczo, bo w każdym momencie możemy otrzymać telefon z Kliniki, że mamy stawić się na badanie MRI bądź PET.
Popołudnie spędziliśmy na freiburskiej starówce. Mają tam wspaniały sklep ze zdrową żywnością „AllNatura”. Zrobiliśmy tam bio- zakupy.

niedziela, 15 sierpnia 2010

... przystanek Freiburg

Niemieckie drogi są wspaniałe, toteż pożegnaliśmy Martę ok. 7.50 a na miejscu we Freiburgu byliśmy planowo ok. 15-tej. Przywitało nas  malownicze miasto z niewysoką zabudową, położone na skraju gór. Pod domem czekała uśmiechnięta Małgosia, która od razu uraczyła nas smacznym "polskim" obiadkiem.
Zmęczony po trudach podróży Igorek popołudnie spędził z nami na placu zabaw. Miał tu raj: huśtawki, zjezdżalnie... Zasnął na hamaku, huśtany przez tatę  ....Wieczorem  jeszcze obowiązkowo rozegrał mecz z Małgosią w piłkę nożną, potem kąpiel, kolacja i spanko. A my długo jeszcze rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, rozmawialiśmy. O tym, co w życiu ważne, o wspólnych znajomych, o Oświęcimiu...
Małgosia specjalnie dla Igorka wypożyczyła nawet zabawki od dzieci swoich przyjaciół.
Jutro ważny dzień. Małgosia będzie z nami. Jest wspaniała.
Dokumentacja Igorka przygotowana, sprawdziliśmy w internecie dokładny adres przychodni onkologiczno-hematologicznej (Klinika Uniwersytecka to las różnych budynków). Jutro o godz. 10.00 spotkamy się tam z drem Escobarem.

Boże prowadź!

sobota, 14 sierpnia 2010

...w Dreźnie

Właśnie szczęśliwie dojechaliśmy do Drezna. Przywitała nas ślicznym, promiennym uśmiechem moja kuzynka Marta. Troche się zdziwiłem, bo pamiętałem ją jako dziecko a tu...piękna kobieta. Marta, upichciła dla nas obiadek i robi wszystko, żebyśmy dobrze się u niej czuli. Igorek jest zachwycony wiezą kościelną, która wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Na razie wszystko w najlepszym porządku. Kolejne informacje będą już z Freiburga.

piątek, 13 sierpnia 2010

... jutro wyruszamy

Ostatnie przygotowania przed podróżą. Wczoraj Maja założyła Igorkowi elegancki czyściutki opatrunek, przepłukała wejście centralne i założyła obowiązkowo czerwone kołderki na słonika.
Dziś musimy wydobyć jeszcze z USD brakującą dokumentację, bo lekarze niemieccy chcą mnieć u siebie także: raport z operacji wycięcia fragmentu guza i wynik jego badania histopatologicznego, wszystkie wcześniejsze płytki z rezonansu i tomografii twarzoczaszki Igorka, raport z procesu radioterapii oraz zestawienie chemioterapii – co i kiedy Igorkowi podawano. Wiemy, że krótki opis leczenia w jęz. angielskim został już wysłany przez naszych lekarzy do Freiburga.
Jeszcze tylko prasowanie, kompletowanie rzeczy, pakowanie…
Dzięki Agatce Dworzak (MDSM), która wypożyczyła nam swoje przenośne samochodowe DVD Igorek będzie podczas podróży oglądał kreskówki. Droga upłynie mu szybciej. Nasz kolega, Artur Papciak wgra jeszcze Albertowi najnowsze mapy do nawigacji…
Czasem dopada nas niepewność, ale to tylko momenty. Zdecydowanie więcej w nas nadziei i ufności. Wczoraj przyszło tyle sms-ów od Was ze słowami otuchy i Waszymi „przeczuciami”, że będzie OK. Wieczorem zadzwoniła Elwira, która przestudiowała stronę freiburskiej Kliniki z informacją, że na pewno będziemy zadowoleni z pobytu, bo czytajac to, co jest tam napisane ma się pewność, że to bardzo dobrze wyposażony, profesjonalny szpital z wysokowyspecjalizowaną kadrą.
Sądząc po tym jak skrupulatnie chcą zapoznać się z dokumentacją przebiegu choroby Igorka, ma całkowitą rację.
W poniedziałek o 10.00 będziemy już tutaj: http://www.uniklinik-freiburg.de/ip/splash/start.html
Ta podróż nie byłaby możliwa gdyby nie człowiek, o którym tu wspominamy rzadko, a któremu zawdzięczamy tak wiele. To rotarianin Richard Pyritz. Ciepły, bezinteresowny, zaangażowany od początku w ratowanie naszego dziecka. Igorek spotkał się z nim trzy tygodnie temu w Polsce w MDSM, poznał go osobiście i wręczył samodzielnie wykonaną ( i podpisaną:) laurkę. To był piękny moment. To Richard ze strony niemieckiej od koordynował wcześniejszą i obecną konsultację Igorka. Mailował z lekarzami, przekazywał dokumenty i informacje. Ze strony polskiej robił to, i robi nadal, nieoceniony Leszek Szuster. Ale tego fantastycznego człowieka nie muszę nikomu przedstawiać.
Słowa nie oddadzą naszej wdzięczności za to, że daliście Igorkowi tę szansę.
I Wy wszyscy, którzy wrzucając pieniążek do puszki, wypełniając PIT-a, przychodząc na imprezy dołożyliście cegiełkę, by ratować jego życie. Wszyscy, którzy tu zaglądacie ( to już prawie 60 tys. odsłon !) jesteście z nami w każdej chwili i sekundujecie Igorkowi w jego walce. Czujemy Waszą obecność.
Obiecujemy - wykorzystamy szansę, którą nam stworzyliście i... wygramy!
Trzymajcie za nas!
Odezwiemy się już z Niemiec…

czwartek, 12 sierpnia 2010

... ostatni etap

Dziś otrzymaliśmy informację, że lekarze niemieccy będą nas oczekiwać w poniedziałek, 16 sierpnia o godz. 10.00 w przychodni hematologiczno – onkologicznej Kliniki Uniwersyteckiej we Freiburgu. Tam Igorek zostanie zbadany, a następnie położony na oddziale. We wtorek po południu lekarze wykonają MRT (rezonans magnetyczny) głowy, a w środę badanie PET-CT (pozytonowy tomograf emisyjny). Potem zapewne przedstawią nam dalszy plan działania.
Nieustannie mailuję z Gosią Kern (kiedyś Gałgan) u której we Freiburgu zamieszkamy. Gosia wzięła sobie tydzień urlopu żeby być z nami:)
Wczoraj spędziliśmy bardzo miłe popołudnie Pod Borem u Państwa Knapików. Kiedyś (hmm w młodości) bywałam tam niemal co weekend. Zajechaliśmy pod Bór: Kaśka - moja licealna koleżanka z dziećmi, ja z dziećmi, jej brat z rodziną.... Wspominałyśmy nasze licealne beztroskie życie... Babską klasę i naszą paczkę. Wciąż utrzymujemy kontakty i spotykamy się w miarę regularnie, choć połowa z nas wyemigrowała do Irlandii lub osiedliła się w innych miastach Polski. Dziewczyny (dawno „mężate i dzieciate”) bardzo zaangażowały się w pomoc dla Igorka.... Jeszcze raz mojej fantastycznej „4 e „z Konara - dziękuję:) I Kasi - za zaproszenie:)
A dla Igorka to popołudnie na świeżym powietrzu, z huśtawką, piłką i dziecięcym towarzystwem było cudowną odmianą. Potem pojechaliśmy do Sylwii i Michała na ognisko i pieczenie kiełbasek. Dziś gościmy u Stasia Dąbrowskiego. Chłopaki pograją na ogródku w nogę...
Ładujemy akumulatorki przed sobotnim wyjazdem. Igorek zaokrąglił się po buzi, nabiera rumieńców. Zaczynają mu powoli odrastać włoski, brwi i rzęsy... Pozornie powoli wracamy do normalności.
Jeszcze tylko operacja.

wtorek, 10 sierpnia 2010

...odliczanie


Przed chwilą wróciliśmy z Krakowa. Mieliśmy mieć dziś planową ocenę słuchu w prawym uszku Igorka, ale badanie nie odbyło się, gdyż lekarz, który miał je wykonać pojechał na urlop..... No coż.
Czas nas uczy... pokory.
W związku z powyższym możemy się opierać jedynie na badaniu z 24 kwietnia, które wykazało „niedosłuch mieszany ucha prawego”.
Wyniki morfologii Igorka imponujące - hemoglobinę, płytki krwi, krwinki czerwone ma jak u zdrowego dziecka, a leukocyty dźwigają się sukcesywnie do góry, jest ich 3300.
Sprawy toczą się błyskawicznie.
Wykupiliśmy ubezpieczenie na czas podróży, w piątek będziemy mieć też karty EKUZ (dzięki nieocenionej pomocy koleżanek Alberta z UMWM), samochód jest właśnie w trakcie przeglądu. Jeszcze tylko w czwartek ciocia Maja zmieni Igorkowi opatrunek na wejściu centralnym, potem jeszcze pakowanie, a w sobotę – ruszamy. Ku nadziei.
Płytki ze zdjęciami tomografii komputerowej i rezonansu, które dziś otrzymaliśmy w USD wysyłamy jutro kurierem do Freiburga do prof. dra Udo Kontnego. Przetłumaczony (jak zawsze nieodpłatnie!) przez kochaną Iwonę Jagiełło ( tłumacz przysięgły współpracujący z MDSM) opis tomografii komputerowej HRCT piramid kości skroniowych Igorka dotrze wcześniej do profesora mailem. Lekarze niemieccy będą mieli czas zapoznać się z dokumentacją Igorka jeszcze przed naszym przyjazdem. Agatko - dzięki za pomoc logistyczną:)
Wynik TK z poniedziałku wykazał, że piramida skroni została naruszona przez guza, ale wykonana parę misięcy temu scyntygrafia kości jednoznacznie sugerowała, że nie ma tam już komórek nowotworowych. I to nas podnosi na duchu. Jak to wszystko ostatecznie wygląda ocenią lekarze podczas operacji. Musi być dobrze!
Wynik TK piramidy kości skroniowej ( z piątku) brzmi:
„Lityczny proces destrukcyjny – resztkowa masa tu po stronie prawej, w zakresie piramidy widoczna jest na poziomie szczytu piramidy, na przekroju poprzecznym osiąga wielkość 15 x 11 mm. Zmiana niszczy tylną ścianę kanału tętnicy szyjnej w odcinku przedjamistym, widoczne resztkowe tkanki guza, lub bliznowate otaczają tętnicę szyjną od przodu i boków w okolicy wejścia do kanału tętnicy u podstawy czaszki.
Uwidocznione węzły chłonne szyjne okolicy podżuchwowej są drobne, niepodejrzane."

niedziela, 8 sierpnia 2010

...dziś są jego urodziny

Dziś Igorek skończył 5 lat. Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, jakie to dla nas szczęście, móc świętować z nim urodziny. Nasz maluch od rana był uśmiechnięty i bardzo z siebie dumny. Wprost nie mógł się doczekać zapowiedzianej imprezy w lokalu, przygotowanym specjalnie pod dziecięce potrzeby, o nazwie „Kakadu”. Dwa dni wcześniej kochana Ciocia Iwonka Sobala dostarczyła torty (ekologiczne na brzozowym cukrze i razowej mące) a Pani właścicielka „Kakadu” zastosowała nam stawki niezwykle promocyjne. Najkrócej rzecz ujmując, przez 2 godziny 12-ro dzieciaków wyskakiwało żywcem ze skóry. Przypominali małe tornado, którego nie dało się nijak opanować. Ale byli bardzo szczęśliwi i zadowoleni z faktu, że są na tak poważnej imprezie:)
Prym zabawie wiódł Igorek, który przez ostatnie pół roku pytał – kiedy pójdziemy do „Kakada”? Oczywiście nie mogliśmy tam chodzić ze względu na niskie wartości krwi. Ale teraz chcieliśmy, bo wiedzieliśmy, że dla igorka będzie to wymarzony prezent.
Było po prostu cudownie. Śmiech, gwar, bieganie, małe wypadki i wszystkie te rzeczy, których nie zauważamy na co dzień, a które modelują małych ludzi. Każdy z nich ma już jakieś znamiona charakteru, a niektórzy już niemalże ukształtowany charakter. Tak jak nasz Igorek, na co dzień zachowujący się jak „duży/malutki”, którego charakter jest wyrabiany w bardzo ciężkim boju. Dziś jednak perspektywa choroby się oddaliła i znów był po prostu zwykłym, radosnym i uśmiechniętym dzieckiem. Gdyby nie brak włosów na głowie, postronny obserwator zapewne nie zorientowałby się, że jest ciężko chory.
Z kolei Janosz prezentował wszystkim swoją najnowszą umiejętność, doprowadzając dorosłych gości do „opadu szczęki”. Nasz starszy syn nauczył siębowiem obliczać daty wstecznie i zapytany bezbłędnie podaje, jaki dzień tygodnia był nawet kilkadziesiąt lat temu. Jest żywą maszynką do ustalania, którego dnia tygodnia urodzili się nawet najstarsi ludzie. Ostatnio pwiedział to np. pewnej urodzonej w 1934 r. Pani. Kobieta miała okazję pierwszy raz dowiedzieć, że jest nie ”niedzielnym dzieckiem”. Oczywiście nie mamy pojęcia jak Janosz to robi, ale jest bezbłędny i zajmuje mu to około 5 sekund.
Wychodząc dziś z „Kakadu”, obiecaliśmy, że za rok też tam zorganizujemy urodziny chłopaków. A potem następne i następne aż do chwili, kiedy ten lokal stanie się dla nich „obciachowy”:). Tak właśnie będzie, bo inaczej być nie może....

Więcej zdjęć z impezy urodzinowej naszych synów, jest tutaj: http://picasaweb.google.pl/igorbartosz/20100808UrodzinyIgorkaIJanoszka#

Za wszystkie fantastyczne esemesy, życzenia składane na blogu, wysyłane na n-k oraz telefony od Was Kochani - dziękujemy!!!!

piątek, 6 sierpnia 2010

...skrócone wakacje

Musieliśmy skrócić pobyt w Olszynach. Wróciliśmy. Z bólem serca, wyrzutem w oczach Igorka, łzami Janoszka..... Nie mieliśmy za specjalnie wyboru. Wczoraj dostaliśmy telefoniczną informacje, że dziś przed ósmą rano mamy się stawić się na oddziale, w celu wykonania Igorkowi tomografii komputerowej. Wiemy już, że radykalny zabieg jest możliwy. Lekarze chcą jednak ustalić margines cięcia. W tym celu muszą się dokładnie przyjrzeć piramidzie kości skroniowej i ustalić jednoznacznie, czy guz pozostawił naciek na kości, czy nie ( TK głowy ma to wyjaśnić). W najbliższy wtorek laryngolog ma jeszcze ocenić poziom słuchu w uszku Igorka. Jeżeli słuch jest znikomy, wówczas będzie można ciąć z większym marginesem, nie oszczędzając nerwów słuchowych... W zasadzie nie rozumiem sensowności tego badania, bo zachowanie słuchu w tym uchu jest rzeczą drgorzędną.... Znaczenie ma jedynie – jak najszerszy i najbardziej radykalny zabieg ratujący życie naszego dziecka. To jest priorytet na dziś. Na teraz. Rekonstrukcja słuchu - to pieśń przyszłości. Pomyślimy o niej za jakieś pięć lat.
Za sobą pozostawiliśmy wspaniały czas, wspaniałych ludzi. Naszą rodzinę, naszych przyjaciół. Wspaniałe wieczory, grille, nocne Polaków rozmowy... Inna perspektywa. Spokojny, bezpieczny czas. I śmiech dzieciaków biegających po łąkach.
Jak kiedyś, w tamtym życiu.
Przed chorobą Igorka...
Znowu był zupełnie taki, jak inne dzieci. Beztroski. Swobodny.
Janoszek wziął u kuzynki Izabelki kilka lekcji jazdy na rolkach, a Igorek podczas jednej z zabaw wylądował na kurzej kupie ( stwierdziliśmy, że to na szczęście:)
W końcu poznaliśmy też wspaniałego, młodego, bezinteresownego człowieka - Marcelina – twórcę strony http://www.autografydlaigorka.blog.onet.pl/ , (już wkrótce na tej stronie będzie można wylicytować żółtą koszulkę lidera z autografem Justyny Kowalczyk). Marcelin uruchomił na tej stronie akcję sms-ową dla Igorka. Niezapomniane spotkanie. Kasiu, Gabrysiu – dziękujemy.
A Anioł Stróż – prezent od Zofki stanął dziś na półce, obok innych aniołów, i czuwa nad Igorkiem.
Nie wszystkich odwiedziliśmy. Choroba wyrwała nas z z tej sielankowej czasoprzestrzeni i postawiła w gotowości. Zamiast na obiad do cioci Halinki, pojechaliśmy do USD.
Nadrobimy ten czas...
Krzysiu, Kasiu, Basiu, Jadziu.... dziękujemy za gościnę.

W niedzielę Igorek kończy pięć lat. Będziemy mu życzyć tylko jednego... Albo aż jednego.
Dobrze wiecie, czego.
….................
„Jeszcze w zielone gramy,
jeszcze nie umieramy,
jeszcze któregoś ranka odbijemy się od ściany,

Więc nie martwmy się, bo w końcu nie nam jednym się nie klei
Ważne, by choć raz w miesiącu mieć dyktando u nadziei
Żeby w serca kajeciku po literkach zanotować
I powtarzać sobie cicho takie prościuteńkie słowa:
Jeszcze w zielone gramy,
Jeszcze nie umieramy,
Jeszcze się spełnią nasze piękne sny, marzenia, plany,
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy ..."

wtorek, 3 sierpnia 2010

... mamy wynik

Dziś byliśmy w USD na planowym rezonansie... I dziś, dzięki uprzejmości pań z firmy Voxel, dostaliśmy mailem wynik...
Cud się nie zdarzył... A może za dużo oczekiwaliśmy? W duchu, skrycie projektowaliśmy sobie, że drania już tam nie będzie...
Niestety jest. Zmalał, ale nie zniknął całkowicie.
Lakoniczny wynik brzmi:
"Stan po radoioterapii i chemioterapii z powodu guza piramidy prawej kości skroniowej - rhabdomyosarcoma.
W topografii piramidy kości skroniowej prawej nadal widoczne są
patologiczne masy o wielkości obecnie około 15 x 6 x 10 mm - dalsza regresja guza. Zmniejszyła się również ilość krwi z domieszką krwi w komórkach pneumatycznych wyrostka sutkowatego po tej stronie. Poza tym obraz nie uległ istotnym zmianom. Przestrzeń przygardłowa bez ewidentnej patologii."

Dla porównania wcześniej było 15 x 35 x 20mm (wyjściowo: 25x48x29)
Jutro prawdopodobnie w kwestii wyniku wypowiedzą się chirurdzy. Mam zadzwonić na oddział w czwartek i poznać ich opinię.
Ciężkie popołudnie.
I krzepiący sms od Kazka: "niemiecka precyzja wykończy sukinsyna" /to w wersji soft/
Oby Twe słowa były prorocze, Wodzu.
"Niech stanie się tak,  jak gdyby nigdy nic nie było...".
Wciąż tak mocno w to wierzymy.

fot. Igorek w Więckowicach na wielopokoleniowej huśtawce
zdjęcie: wujek Krzysiu

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

.. w oczekiwaniu

Jesteśmy na wakacjach. Wszyscy razem. Bardzo miło spędzamy czas na rozmowach, spacerach i grze w piłkę. Janoszek, który na urodzinowy prezent zażyczył sobie rolki, stawia na nich pierwsze kroki. Odwiedzamy rodzinę, tę bliższą i dalszą i wszystkim dziękujemy, bo oczywiście wszyscy nam podczas choroby pomagają. Na rybach byliśmy raz, ale jedynym efektem połowów było kilka bąbli po komarzych ukąszeniach.
Dobrze, że przyjechaliśmy tutaj właśnie teraz. Udaje nam się oszukiwać rzeczywistość i udawać, że to normalne wakacje. A tak nie jest. Jutro jedziemy do Krakowa na rezonans magnetyczny, którego wyniki dadzą nam odpowiedź na pytanie, jak przebiegło leczenie i jak wygląda (daj Boże nie wygląda) guz. Oczywiście to bardzo ciężkie oczekiwanie, ale tego nie muszę wam tłumaczyć. Z Moniką prawie o tym nie rozmawiamy, tak jakbyśmy mieli nigdzie nie zapisaną umowę o tym, że nie chcemy zapeszać. Kasia z Krzysiem u których gościmy też z ogromnym taktem starają się tego tematu unikać. Igorek jest trochę poddenerwowany. Rezonans to badanie, którego najbardziej nie lubi. Popłynęła mu nawet łezka na wieść, że to już jutro. Powiedziałem mu, że nie ma się czego bać, bo wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze. Wyniki będą w czwartek lub piątek.