czwartek, 25 marca 2010

...oczami Kazka

Do Prokocimia w miniony wtorek wiózł nasz - Igorka i mnie -Leszek Chodacki. Przyjaciel. Licealny kompan Alberta i całej paczki chłopaków, z którymi spotykamy się do dziś. Dla znajomych po prostu "Kazek". Gadaliśmy całą drogę, bo ze zdziwieniem odkryliśmy, iż nie widzieliśmy się dwa miesiące. Lech w ubiegłym roku napisał książkę. Bujdę. Myslę, że to może być początek pięknej.... drogi literackiej. Od tego czasu na stronie poświęconej "Bujdzie" http://www.bujda.art.pl/ Lechu prowadzi bloga "Ledwie żywe miasto" http://bujda.art.pl/blog/. Świetny blog. Czytywałam go niegdyś regularnie. Ostatnio jednak życie się skomplikowało. Po rozmowie z Kazkiem zapragnęłam nadrobić zaległości. Znalazłam wpis. Wpis ze stycznia 2010... Spojrzenie.... z boku?(nie). Od środka. Przyjaciela. Mistrza pióra. Dziś również Muzyka Małej orkiestry Wielkiej Pomocy. Pozwalam sobie go zacytować:

U Bartoszów
8 stycznia dostałem esemesa. “Jest bardzo źle. Rozpoznano na operacji nowotwór złośliwy”. Podejrzewam, że dziś każdy oświęcimianin wie o Igorze. A każdy, kto chce wiedzieć więcej, znajdzie bieżące informacje bez problemu. Berti i Monika, rodzice Igora, prowadzą blog, na którym dzień po dniu zapisują, co się wydarzyło.
igorbartosz.blogspot.com
Właśnie się zastanawiam, czy pisać tutaj, ile razy, czytając tego bloga, ledwo broniłem się przed łzami. Bo czytałem w robocie.
Wraca do mnie odgłos zegarów. Berti napisał na blogu, że kiedy Igor jest z Moniką w szpitalu, zegary w domu chodzą głośniej.

Kiedy przychodzę do Bartoszów, zawsze jest kilka powitań. Monika wchodzi do przedpokoju. Albert się wtacza (o ile nie spóźniam się na mecz, bo wtedy wita mnie, nie odrywając wzroku od telewizora). Janosz bez entuzjazmu odkleja się od monitora na polecenie taty. Ale pierwszy, nie zwracając uwagi, czy na trasie jego sprintu jest zabawka albo kapeć, wpada do przedpokoju Igor. Czasem tylko ubiegnie go Mauro, wielkie i poczciwe psisko, ale tylko wtedy, gdy zajmie zawczasu strategiczne miejsce pod drzwiami.
Janosz, starszy brat Igora, ma dziewięć lat. Sprawia wrażenie, jakby nie potrzebował obecności innych ludzi. Fachowcy twierdzą, że to tylko wrażenie. Pomoc fachowców okazała się niezbędna, bo nie wystarczy być geniuszem. Trzeba też komunikować się ze światem tak, jak ten świat tego oczekuje. O ile pamiętam, gdzieś do piątego, może szóstego roku życia Janosz witał się z obcymi (wciąż na wyraźne życzenie taty) wyciągając rękę i nie podnosząc wzroku. Ze trzy-cztery lata temu zaczął się witać również spojrzeniem prosto w oczy. Pomyślałem, że tu zaszła zmiana. Niedługo potem Janosz zaczął mnie, obcemu, zadawać pytania: Gdzie mieszkasz? Dlaczego przyszedłeś? Jestem dyletantem w tych delikatnych sprawach, ale wyglądało na to, że Janosz nie tyle uznał, że wypada, ile jest ciekaw i potrafi to okazać.
Więc Janosz zwykle przy komputerze. Natomiast Igor jak tylko stanął na nogach o własnych siłach, stał się postrachem cukiernicy, miseczek ze słodyczami, wazoników, pilotów i kubków. Wszystkie rzeczy, które były w zasięgu jego rąk, rodzice poprzekładali wyżej, bo Igor był zwykle szybszy od ich wzroku. Igor jest Najszybciejszy. Napastnik polskiej reprezentacji, Ireneusz Jeleń, skomentował w wywiadzie swoją bramkę słowami: “Byłem najszybciejszy”. Berti stwierdził, że ten epitet pasuje idealnie do Igora.
Więc Igor Najszybciejszy. A Janosz? Ze trzy lata temu obgadywaliśmy z Bertim odległe plany wyjazdowe, imprezowe albo wakacyjne. Była wczesna wiosna. Pamiętam, że do września było jeszcze kilka miesięcy, więc Berti spytał Janosza, jaki to będzie dzień, 18 września. Janosz po chwili: czwartek. Zajęło mu to kilka sekund.
Bracia - introwertyczny mały geniusz i nabuzowany gejzerek. Ostatnio byłem u Bartoszów w połowie stycznia. Tego dnia Berti przywiózł Monikę i Igora ze szpitala po pierwszej serii chemioterapii. Wszedłem i zwariowałem ze szczęścia, bo do przedpokoju wypadł z kuchni Igor, pistolet jak zawsze. Przez najbliższe tygodnie u Bartoszów ścisła kwarantanna. Nie można dopuścić do infekcji. Wiem, że kiedy znów wstąpię do Bartoszów, będzie jak zawsze. I to będzie już za niedługo.


Kazek zapomniał napisać, że wtedy, tego wieczora namówił nas do prowadzenia bloga o Igorku, który miał być wówczas naturalną obroną przed atakiem dociekliwych pytań... Ten blog, jak już kiedyś napisałam, stał się dla mnie z czasem antidotum na rzeczywistość, taką nocną kozetką, prywatną chwilą autoterapii, a potem, dzięki Waszym wpisom, komentarzom, mailom- czyli interakcji, jak się dziś pięknie mówi- stał się dla nas naszą grupą wsparcia.
Kazek - dzięki!
PS. Oczywiście. Niedługo będzie jak zawsze.

4 komentarze:

  1. NIech stanie się tak, jak gdyby nigdy nic nie było....
    Niech stanie się tak, jak gdyby nigdy nic....
    A swoją drogą, jak wy to Bartosze, razem z tym Kazkiem robicie, że sobie tak piszecie a my tu siedzimy i ryczymy jak bobry, eh....

    OdpowiedzUsuń
  2. :) a jak to się stało, że Lechu (Wodzu - dla krakowskiej teatrologii)został Kazkiem?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kazek był Kazkiem na długo, zanim został wodzem. I on już Kazkiem być nie przestanie, tak jak Lopez pozostanie Lopezem, a Berti, Bertim. I dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. ...i żadnych nie mam co do tego wątpliwości. Interesuje mnie jedynie geneza. Bo dlaczego był dla nas 'wodzem' to dosyć oczywiste.

    OdpowiedzUsuń