Igorek zebrał wiele pochwał i otrzymał w nagrodę super naklejkę – człowieka pająka:)
Dziś podpisałam też zgodę na radioterapię oraz listę potencjalnych powikłań po naświetlaniach. Igorek będzie poddawany radioterapii konformalnej. Ten rodzaj radioterapii (3D) umożliwia ograniczenie dawki promieniowania w zdrowych tkankach przy jednoczesnym zwiększeniu dawki w obrębie guza nowotworowego. Niemieccy lekarze zalecali radioterapię stereotaktyczną frakcjonowaną, ale poinformowano mnie, że różnica polega tylko na marginesie naświetlania, który u Igorka został ograniczony do minimum i wynosi pół centymetra. Ominięto wszystkie newralgiczne miejsca i zakończenia nerwowe, ale i tak lista ewentualnych powikłań, którą mi dziś kazano podpisać jest długa.
Mogą wystąpić odczynowe zaczerwienienia skóry (przez cały okres naświetlań prawa strona twarzy i okolice ucha nie mogą być myte), wysuszenie ślinianek po stronie prawej (będziemy płukać buzię drogim, ale skutecznym caphosolem), wymioty, nudności, brak apetytu, próchnica zębów (to powikłania długoterminowe) oraz inne, endokrynologiczne- związane z zaburzeniem pracy przysadki mózgowej. Igorkowi po prawej stronie głowy, w miejscu naświetlań, będą wolniej rosnąć kości. Ponoć nie zdeformuje mu to twarzyczki, ale będzie nieznaczna różnica. Tylko tyle i aż tyle zdołałam zapamiętać.
................................
"Tak szybko stąd odchodzą
jak drozd milkną w lipcu....."
Dziś na naszym oddziale bardzo smutny dzień. W środę odszedł od nas Bartuś. Ośmioletni chłopczyk z Zatora.... Leżeliśmy z nim jeszcze kilka miesięcy temu na jednej sali. Rezolutny, z burzą czarnych włosów na głowie i figlarnymi piegami na nosku... Igorek niedawno jeszcze dokazywał z nim na okrąglaku. Potem Bartuś powoli gasł na naszych oczach. Był coraz słabszy.
Słowo „przerzut” paraliżuje każdego z nas – rodziców. Odbiera nadzieję. Uświadamia, że walcząc i zabijając nowotwór, wygrywasz tylko bitwę... A co jeszcze przed Tobą?
Bartuś przegrał walkę swojego życia.
Jego ostatnim marzeniem było nocować domu. Wyrywać się na kilka godzin ze szpitalnego koszmaru.
Jak niewiele można pragnąć.
Dziś pożegnaliśmy Bartusia w prosektorium. Byli z nim Jego najbliżsi, lekarze, szpitalni nauczyciele, panie kucharki i sprzątaczki z oddziału pierwszego. Byliśmy też my – rodzice – jak nikt inny rozumiejący ten dramat... Ksiądz odmówił modlitwę.
Potem usiadłyśmy w naszej szpitalnej kuchni. Nie wiedziałyśmy co powiedzieć w takiej chwili? Że Bóg doświadcza tych, których bardzo kocha? To marna pociecha. Że daje taki, krzyż jaki jesteśmy w stanie unieść? - Powiedz to Matce opłakującej Syna...
Nie potrafiłyśmy wyrzucić z siebie bólu, i odsunąć strachu, który nas paraliżował...
Nie potrafiłyśmy wyrzucić z siebie bólu, i odsunąć strachu, który nas paraliżował...
Każda z nas toczy przecież rozpaczliwą walkę o swoje dziecko, walkę, którą w środę Bartuś przegrał....
Milczałyśmy więc tylko i ocierałyśmy łzy, sprawiedliwie dzieląc się papierowym ręcznikiem...
"Wszystko już potem za mało
choćby się łzy wypłakało
nagie
niepewne..."
Żegnaj Bartusiu!
Monika, twoje relacje ze szpitala są zawsze tak poruszające (zwłaszcza te smutne), że ja rycze przy nich jak bóbr... próbuje się postawić w waszej sytuacji, ale to przekracza moje możliwości. Nikt z nas nie jest w stanie poczuć tego co wy! Podziwiam Ciebie i wszystkie mamy ze szpitala, za to jakie jesteście dzielne w tej codziennej walce o Wasze dzieciaczki!!! Wszystkim Wam życze dużo sił i wytrwałości!!!! Ania S.
OdpowiedzUsuń