Kochani - potrzebna pomoc instytucjonalna, prawna, finansowa. Może ktoś ma doświadczenie, może ktoś wie jak pomóc???? Piszcie, dzwońcie - proszę
…. taka historia się nie zdarza?
Pani Grażyna od 11 lat walczy o życie chorej na nowotwór i padaczkę córki, dodatkowo sprawuje opiekę nad sparaliżowanym mężem, którego 5 lat temu prosto z pracy zabrała karetka (zawał pnia mózgu). Gdy z Kasią przyjeżdża na onkologię, prosi sąsiadkę, by ta doglądała męża a opiekę nad nim przejmują dzieci. Ma ich czworo. Najstarszy skończył w tym roku liceum i mimo, że jest bardzo zdolny – powiedział, że na studia nie pójdzie, bo nie ma za co i chce iść do pracy, by pomóc mamie…
Za pomoc opiekunki MOPS-u Pani Grażyna dopłaca miesięcznie 300 zł. Rehabilitację męża organizuje sama- opłacając rehabilitanta. Nie ma innej możliwości - nikt do jej męża nie chciał przyjeżdżać. - A wozić się go przecież nie da - mówi. Dostaje, co prawda, od rehabilitanta fakturę, ale nikt, żadna instytucja jej nie refunduje.
Utrzymują się z renty męża (z zasiłkiem pielęgnacyjnym to 1100 zł ) plus kilkaset złotych zasiłku na Kasię. No i rodzinne. Po zapłaceniu rachunków, zakupie leków, pampersów (refundują tylko 2 paczki) opłaceniu pracownicy MOPS oraz rehabilitanta - nie wystarcza na życie. Czasem brakuje nawet na chleb…. – Nie mam za co Kasi oranżady w szpitalu kupić – mówi cicho Pani Grażyna.
- Ostatnio zbierała w lesie jagody, by podreperować domowy budżet… Zniszczone ręce, podrapane nogi, zmęczona twarz - mówią same za siebie… - opisuje mi inna "onkologiczna" mama - Małgorzata -wstrząśnięta losem pani Grażyny... Skromnej i cichej. Z pokorą i godnością przyjmującej to, co niesie życie.
Czasem pomaga im Caritas. Raz na trzy miesiące dostają 4 kg mąki, 4 kg cukru, kilka paczek makaronu, jakieś masło….
Z PCPR-u uzyskali pomoc 5 lat temu – dostali specjalistyczne łóżko. Na pilota. To tyle. Mąż nie reaguje, jest jak roślinka, nie rusza ręką, nogą, Jest na lekkostrawnej miałkiej diecie. Dławi się. W nocy trzeba do niego wstawać…. Nie oddała go jednak do hospicjum. Tyle lat razem przeżyli. Ale już sił brakuje…
Proponujemy, że napiszemy jakiś apel. Puścimy ogłoszenie w mediach….
- Ja bym się Pani Moniko zgodziła, bo krzywdy, choroby i biedy przecież nie ukryję, ale dzieci się nie zgodziły…. Nie chcą być wytykane palcami.
Przyznam się, że w takiej sytuacji i ja jestem bezradna. Bezsilna i wściekła na system..
Może są wśród was prawnicy, pracownicy instytucji pomocowych, osoby, które same zmagały się z podobnymi problemami….. Piszcie, dzwońcie…. Może macie jakiś pomysł, jak pomóc Pani Grażynie???? Co, oprócz doraźnej pomocy finansowej, możemy zrobić? Gdzie się udać?
Pani Grażyna mieszka pod Mielcem w Przecławiu. Może ktoś zna tam jakieś fundacje, organizacje pomocowe??? Mój numer znacie.
Pani Grażyna zgodziła się udostępnić na blogu ten apel i podać swoje dane kontaktowe.
Grażyna Tabor - tel. 609286866
Wszyscy, którzy chcą przekazać jakiś datek na konto Pani Grażyny mogą to uczynić:
NRB 47918400043001000551270001
I pamiętajcie - dobro powraca…
drobna kwota wpłacona :) pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńSą historie ludzkie, przed którymi pokorniejemy i jest nam wstyd, że nasze często tak mizerne problemy traktujemy niczym katastrofę. Mogę tylko wesprzeć Panią Grażynę dobrą myślą... i przesłanymi pieniążkami na wskazane konto. Pozdrawia Igorka Ewa Bielańska
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod słowami Pani Ewy Bielańskiej i czynię to samo. Pozdrawiam.Ania Sitkowska
OdpowiedzUsuńBardzo Kochani dziękujemy... Jesteście niezawodni i macie wielkie serca. Dla tych osób liczy się każda złotówka - dosłownie... Jeśli tych złotówek będzie kilka - może uda im się zamknąć kolejny miesiąc. Wciąż czekamy także na jakieś rady od Was. Piszcie - jakie instytucje mogą okazać się pomocne w tej sytuacji, co mogą zaoferować. Pani Grażyna płaci 500 zł miesięcznie za rehabilitację męża i 300 zł dopłaca do opiekunki z MOPS... To niemal 1/2 jej dochodów. Tylko część pampersów dla męża jest refundowana... a jeszcze dochodzi choroba Kasi - dojazdy do szpitala, konieczność zakupu leków na padaczkę.... Ta rodzina jest podwójnie dotknięta przez los...
OdpowiedzUsuńPrzed chwilką rozmawiałam przez tel. z panią Grażyną. Jest bardzo wdzięczna za pieniążki, które wpłynęły na podane konto. Potrzeby są ogromne. Ja mogę tylko wesprzeć dobrym słowem i pieniędzmi. Pozdrawiam. Ewa Bielańska
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo ,że Pani zadzwoniła do Pani Grażyny ,bo ona jest bardzo samotną osobą ,pozbawioną nadziei na lepsze jutro ,jest sama w tak trudnym dla niej życiu.Pieniążki na pewno są jej potrzebne,ale słowa otuchy również .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Znam p. Grażynę i jej dzieci, szkoda, że to co opowiada trochę mija się z prawdą. Wiem ile robi dla nich parafia, gmina i szkołą (2 synów ukończyło a córki nadal się w niej uczą).
OdpowiedzUsuńCo do najstarszego syna - po ukończeniu LO (bez matury) został zatrudniony w lokalnym Urzędzie Miejskim.
"System" w tym przypadku się sprawdził, więc apel w mediach mógłby narobić trochę zamieszania...
Dla mnie to co pisze Pan-Pani (szkoda, że anonimowo)nijak nie wyklucza tego, co napisałam wyżej. Cieszę się tylko, że syn Pani Grażyny- tak jak planował- znalazł pracę, aby wspomóc domowy budżet i pomóc mamie. Czy system się sprawdził skoro do opiekunki MOPS i za świadczenie pracy przez rehabilitanta trzeba słono płacić? A jaką pomoc najczęściejświadczy parafia czy szkoła - sami wiemy. Wystarczy się rozglądnąć. To okazjonalne żywnościowe paczki caritasu, jakaś wyjazd kolonijny (rekolekcje) latem, może darmowe obiady w szkole albo tańsze używane podręczniki. Pani Grażyna ani przez moment nie negowała, że nie otrzymuje pomocy. Podawała jej przykłady, mówiła o pomocy sąsiadów...Tylko ta pomoc jest niewystarczająca. Utrzymać pięcioosobową rodzinę, w której dwie osoby są ciężko i przewlekle chore, za kilkaset złotych (po zapłaceniu wszystkich rachunków) jest po prostu niemożliwe.
OdpowiedzUsuńW pełni zgadzam się ze słowami Pani Moniki.
OdpowiedzUsuńTen kto pisze takie bzdury,ze zna sytuacje Pani Grażyny to jestem pewna ze jej nie zna dokładnie i ze ta osobe wiedzie beztroskie ,spokojne zycie,z dala od chorób,tragedii .Pomoc z parafii,szkoły itp.to wielki tylko szum,a korzyści nie wielkie.To wszystko troszki inaczej wyglada ale szkoda pisać,bo ta osoba i tak nic nie zrozumie,bo jest pusta i widzi tylko swój czubek nosa.A odnosnie syna to to że skończył liceum w tak cięzkich warunkach,wśród cierpienia,strachu to jest sukces a w Urzedzie jest TYLKO na stazu.
Mąż Pani Grażyny wymaga opieki 24godz.na dobę a Kasia podobnie.
Wystarczy troche checi,aby zrozumiec druga osobe ale jak widac to i tak za wiele dla nie ktorych.
Jak nie których nie dotknie osobiscie nieszczescie to mysla ze beda zyc cały czas w zdrowiu z dala od chorob,nieszczesc !!!!!!!!!