wtorek, 11 października 2011

...onkologiczna rodzina

Rozmawiałam z lekarką opisującą wynik MRI Igorka. Uspokoiła mnie, że opis jest prawidłowy i dotyczy na pewno badania Igorka a nieprawdziwy zwrot "stan po zabiegu operacyjnym" został automatycznie wprowadzony do opisu, bezpośrednio z błędnie wypisanego skierowania.
Ale dziękuję, że zwróciliście mi na to uwagę. Wczoraj pobrałam Igorkowi krew na morfologię do nowej probówki, która okazała się zbyt wąska (?) i aparat odrzucił próbkę. Musimy powtórzyć  badanie. Z inną probówką.
Dzwoniłam do USD. Ostatni poszpitalny wypis jest już w poradni onkologicznej. Muszę zadzwonić dziś o 13.00 do szpitala, do Pani doktor Chełmeckiej, która nas prowadzi i umówić się na wizytę kontrolną.
Koresponduję z Panią Elżbietą - babcią małej Zosi - rocznej dziewczyneczki chorej na rhabdomyosarcomę okolic cewki moczowej. Zosia jest po operacji (niestety nie radykalnej - bez marginesu) w trakcie chemioterapii dożylnej. Cieszymy się, że wyniki ETT i TK Zosi są prawidłowe.
Pani Elżbieta napisała mi w mailu: "w zeszłym tygodniu przed obrazem Matki Jasnogórskiej o godz 18.00, w sobotę odbyła się msza za Zosię, Igorka i wszystkie dzieci chore na nowotwory".
Bardzo dziękujemy. Pozdrawiamy każdego członka naszej onkologicznej rodziny.
Śledzę blogi naszych przyjaciół.
Rodzice Kalinki, której siatkówczak zabrał jedno oczko, a dzięki kuracji w Londynie udało się uratować drugie (kalinajanowska.blog.onet.pl) piszą:
"Miało być spektakularne zwycięstwo i żadnych szpitali. Ech, żeby to tylko było takie proste. Nowotwór jest w remisji, ale przecież całkowicie nie wyparował. Pozostanie z Kaliną już na zawsze. Oby tylko spał jak najdłużej. Albo jeszcze lepiej – aby nie obudził się wcale. Szpitale też będą. Jednak już zawsze takim wizytom będzie towarzyszyła nadzieja, że przyjeżdżamy tam upewnić się, iż nadal wszystko w porządku".
Guz w głowie Sandrusi odrasta. Agata pisze na blogu - będę walczyć! Nie poddam się!Przeżywa ciężkie chwile. Jesteśmy w stałym kontakcie. Jej blog:  www.sandrusia6.blogspot.com
Rodzice Grzesia walczą z nowotworem po raz drugi. Po kilku latach spokoju guz zaatakował ponownie. Grześ miał już operację, chemioterapię i radioterapię. Możliwości leczenia są więc ograniczone (nie można stosowć radioterapii po raz drugiej). Szansą jest brachyterapia we Francji. Gorączkowo zbierają pieniądze. Potrzeba 20 tys. euro. Żaden bank  nie chce im udzielić kredytu. A czas ucieka. O walce Grzesia tutaj:
http://grzesniewitowski.blogspot.com/
Pomagamy, jak możemy. Na ile możemy. Jeśli możecie - zróbcie to także. Dobre słowo, złotówka - są na wagę złota...Ta pomoc zaprocentuje.
Dziękuję, że jesteście.

3 komentarze:

  1. Witam !!!Jaki dziwny zbieg okoliczności właśnie dziś wpadła mi w ręce jakaś stara gazeta a w niej artykuł o Waszym synku.Zawsze mnie wzruszają takie artykuły ,ponieważ doskonale wiem co znaczy walczyć o życie dziecka.Ja ze swoim synkiem trafiłam do Prokocimia 01.01.2006 roku z podejrzeniem białaczki.Na nasze nieszczęście podejrzenie potwierdził już następnego dnia doktor Skoczeń ...no i zaczęło się.Podziwiam Panią że miała Pani siłę śmiać się.Ja nie potrafiłam.Dziś mija już trzy i pół roku od zakończenia leczenia,ale strach pozostaje już chyba na zawsze

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogłam nagle przestać uśmiechać się do synka, który nawet w najgorszej opresji starał się być pogodny i robić dobrą minę do złej gry. Był największym naszym oparciem. Podeszłam do tej walki jak do biegu na długim dystansie, który musimy szczęśliwie ukończyć. Potraktowałam nowotwór jak kolejną przewlekłą chorobę, którą musimy przetrwać. Żeby nie zwariować. A strach pozostanie. Staram się go oswoić i nie dopuścić, aby nas zdominował. Musimy nauczyć się żyć normalnie "z tym gadem" - jak w mailach do mnie nazywa go Pani Elżbieta. Paula nazywała go "Pan Śmieciuch". Ja najchętniej nazwałabym go "Pan Nikt" i zamknęła w przeszłości jako niemiły, ale tylko epizod. I wierzę, że tak kiedyś w końcu o nim pomyślę.
    Miło mi Was powitać w naszej rodzinie i cieszę się niezmiernie, że wszystko u Was dobrze. Kolejny punkt dla nas w walce z gadem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    Jestem mama Grzesia, który ma teraz prawie 4 latka. W czerwcu zakończył leczenie (rhabdomyosarcoma embryonale w pęcherzu od strony prostaty). Przeszedł przez chemię, operację, brachyterapię. Nasz gad nazywał się "Witek". Ale teraz Grześ pije zioła, odpowiednio się odżywiamy i ma "mocne drzwi" w brzuszku żeby "Witek" nie mógł wejść. Czytam bloga regularnie od sierpnia zeszłego roku :) Robicie naprawdę fantastyczną rzecz i wielu rodziców podnosicie na duchu. Pozdrawiam Agnieszka

    OdpowiedzUsuń