piątek, 30 grudnia 2011

..tekst z Gazety Krakowskiej

 Bardzo sympatyczny tekst z dzisiejszego lokalnego dodatku Gazety Krakowskiej autorstwa Moniki Pawłowskiej i Eweliny Żebrak.


Wiara, nadzieja i miłość czynią cuda
Nawet najcięższą chorobę można pokonać - przekonują rodzice dzieci, które walczyły o życie. W tej walce pomagali im Czytelnicy "Gazety Krakowskiej"
Monika Pawłowska
Dzięki    opatrzności wspaniałym ludziom wokół pokonali ciężką chorobę -Dziś Igorek Bartosz, Michałek Grzesik, Paulina Koneczna i Lenka Paw mają się dobrze i nareszcie mogą cie­szyć się dzieciństwem. Dla Czytelników „Gazety Krakow­skiej" postanowiliśmy spraw­dzić, jak mija im świąteczno-noworoczny czas.
Rok temu Michałka nie było jeszcze na świecie, ale rodzice, a za naszym pośrednictwem lu­dzie wokół dowiedzieli się, że urodzi się z połówką serduszka. Rodzice postanowili walczyć o swoje nienarodzone dziecko. Pomagali im w tym nasi Czytel­nicy. I udało się. Michałek. na świat przyszedł w monachij­skiej klinice i od razu przeszedł serię skomplikowanych i bardzo kosztownych operacji ratujących życie.
Za trzy dni skończy 10 mie­sięcy. Jest słodkim i niezwykle pogodnym maluszkiem. - Nie znam innego dziecka, które tak często by się uśmiechało-mówi Paweł Grzesik, ojciec Michałka.
Rodzice chłopca niedawno dopiero usłyszeli pierwszy donośny płacz malucha. Dotąd Mi­chał prawie w ogóle nie płakał. Michałek potrafi już sam sie­dzieć, a ostatnio zaczął raczko­wać i ma zdecydowanie lepszy apetyt. Waży teraz osiem kilogramów i coraz więcej się rusza. -Wszczepienie rozrusznika i po-byty w szpitalu bardzo osłabiły jego mięśnie brzuszka jak rów­nież rączki - mówi pan Paweł. -Staramy się mu przywrócić siły poprzez zajęcia rehabilitacyjne i ćwiczenia w domu - wyjaśnia Paweł Grzesik. Rehabilitantka chwali maluszka i twierdzi,  że jest coraz lepiej. Michałek szybko nadrabia zaległości. - Jest naprawdę fajnie - mówi Paweł Grzesik. - Mamy trochę badań przed sobą, ale wierzymy, że będzie dobrze.
Bohaterzy artykułów w Gazecie Krakowskiej stoczyli ogromną walkę z chorobą. Dziś jeszcze pod opieką lekarzy dochodzą do zdrowia i pełni sił, ale mogą uśmiechać się i żyć.
    Zamiast poznawać świat poznawali medyczne sformułowania. Zabawę z rówieśnikami musieli zamie­nić na kontakty z medykami i bolesne zabiegi. Dziś najgor­sze mają za sobą, pokonali chorobę i mogą podziękować za wsparcie, dobre słowo, a często finansową pomoc, która uratowała im życie. To Michałek, Igor, Lenka i Pauli­na, dzieci, których problemy w mijających 2011 roku opisy­wała „Gazeta Krakowska".
Problemy Igora Bartosza z Oświęcimia rozpoczęły się w październiku 2008 roku. Za­częło się niewinnie, od zapale­nia ucha. Później lekarze zdiagnozowali przewlekłe za­palenie ucha prawego oraz niedosłuch, a po kolejnym roku nowotwór tkanki miękkiej. Ro­dzice Igorka rozpoczęli walkę z chorobą i czasem w berlińskiej klinice. Chemioterapia przynio­sła rezultaty. Po dwóch latach Igorek jest zdrowy, choć stale pozostaje pod opieką lekarzy specjalistów.
- Byliśmy ostatnio zmar­twieni - mówi Monika Bartosz, mama Igorka. - Chrząkał i skar­żył się na prawe uszko. Lekarze stwierdzili, że to wynik niedoleczonej infekcji. Igorek bierze leki i czekamy na efekty - do­daje.
Kolejne badania kontrolne przejdzie w styczniu. Czeka go rezonans twarzoczaszki i wę­złów chłonnych szyjnych, tomograf komputerowy klatki piersiowej i usg brzuszka. Sześ­cioletni Igorek nareszcie realizuje swoje marzenia. Nauczył się pływać, chodzi do przedszkola, a dwa razy w tygodniu na tre­ningi piłki nożnej.
-   Będę jak Leo Messi - za­pewnia chłopiec. - To najlepszy piłkarz świata. Jak miał pięć lat, potrafił odebrać piłkę w polu karnym, przebiec całe boisko i na koniec strzelić bramkę - do­daje dryblując z piłką. Sześcio­latek na swoim koncie ma już pierwsze sukcesy w Akademii Piłkarskiej „Silesia" działającej przy Szkole Podstawowej nr 4.
-   „Ustrzeliłem hat-tricka", to znaczy strzeliłem trzy bramki w jednej połowie meczu - cieszy się chłopczyk. - Zresztą moja drużyna zawsze wygrywa - do­daje z dumą.
Jak przekonuje, w przyszłości będzie grającym piłkarzem z numerem „13". To szczęśliwa trzynastka, bo 13 stycznia roz­począł chemię, którą uratowała mu życie. A dlaczego grającym? Dostał w prezencie pod choinkę gitarę i perkusję i teraz musi dzielić czas pomiędzy treningi, zabawę z bratem Janoszem i naukę gry na instrumentach.
W stroju swojego idola pozuje do zdjęć pod choinką, którą ubierał razem z mamą. A w Wigilię całą rodzinę wprowadził w osłupienie, kiedy pięknie czy­tał Pismo Święte. Czytać nauczył się w... szpitalu, jak twier­dzą rodzice z nudów.
Paulina Koneczna z Chełmka od dwóch lat walczy z nowo­tworem kości. Leczenie przyniosło efekty, choć w czerwcu przyszedł kryzys. - Badania wy­kazały zmiany w kościach -mówi Ewa Konieczna, mama Pauliny.-Znowu byłam przerażona, ale nie wątpiłam, że wszystko będzie dobrze. Paulinka dostała sterydy do kości.i na razie, odpukać, wszystko jest dobrze - dodaje. Paulina, uczennica klasy pierw­szej gimnazjum, uwielbia chodzić do szkoły, choć z powodze­niem mogłaby korzystać z indy­widualnego toku nauczania. -Ona potrzebuje wrócić do nor­malnego życia-mówi pani Ewa. - Ma dość siedzenia w domu, chce jak najszybciej nadrobić zaległości w kontaktach z ró­wieśnikami - tłumaczy.
O sytuacji chorej Lenki Paw z Brzeszcz dowiedzieliśmy się dzięki jej dziadkowi. To właśnie Bronisław Paw zorganizował akcję zbierania nakrę­tek, do której włączyli się czytel­nicy „Gazety Krakowskiej". Ze­brane odpady skupowane były przez sponsorów, a pieniądze trafiały na konto małej Lenki. Tym sposobem dziewczynka zdobywała pieniądze na kosz­towne operacje. Ilość zebra­nych, plastikowych odpadów zaskoczyła chyba wszystkich. Każdego dnia redakcja naszej gazety zamieniała się w praw­dziwy magazyn nakrętek. A li­czył się każdy kilogram.
- Udało się zebrać ponad 20 ton nakrętek dzięki czytelni­kom „Gazety Krakowskiej" -mówi Bronisław Paw. - To 22 tysiące złotych, które zasilą konto mojej wnuczki - dodaje z dumą dziadek. Przed trzyletnią Lenką najważniejsze badanie. Rezonans magnetyczny, który zostanie przeprowadzony w po­łowie maja przyszłego roku-każe dalszą drogę leczenia. Dla dziewczynki najlepiej będzie, jeśli uda się wszczepić endopro­tezę. - Wtedy potrzeba będzie je­dynie 250 tysięcy złotych plus koszty rehabilitacji - tłumaczy dziadek Lenki. - Jeśli jednak okaże się, że nie ma na to szans, Lenka będzie skazana na serię pięciu skomplikowanych ope­racji, gdzie każda z osobna kosz­tuje około 300 tysięcy złotych -dodaje.
Rodzina małej Leny zamiesz­kała teraz w Szwecji. Tu mogą li­czyć na specjalistyczne porady lekarzy i fachową pomoc. Cho­roba, z jaką urodziła się dziew­czynka, jest bardzo rzadka. To zwyrodnienie układu kostnego. Jedna nóżka Lenki nie rośnie tak jak powinna. Już teraz jest krót­sza o 20 centymetrów. Trzylatka chodzi dzięki specjalnej prote­zie. - Pierwszy „bucik" Lenka dostała na drugie urodziny-mówi Bronisław Paw. - Ciężko było się jej przestawić i zacząć chodzić na dwóch nóżkach. Do tego czasu wszystko robiła na czwo­raka. Jak już złapała „bakcyla", to zaczęła biegać prawie od razu. Teraz wyrosła już z tamtej pro­tezy i trzeba było zamówić ko­lejną. Nie jest do niej przeko­nana, ale myślę, że lada dzień zaskoczy nas wszystkich sprin­tem w nowym „buciku" - do­daje z uśmiechem dziadek.
Choroba Leny to nie jedyne zmartwienie Joanny i Marcina Pawiów, rodziców dziewczynki. Gniewko, jej starszy brat, jest niewidomy. Tylko on przeżył z bliźniaczej ciąży. Gniewko kilka pierwszych miesięcy życia spędził w inkubatorze.Udało mu się przeżyć, niestety, chłop­czyk stracił całkowicie wzrok.
- Asia chodzi z nim do spe­cjalnej szkoły. Sama też się tam uczy, jak wychowywać niepeł­nosprawne dzieci - tłumaczy Zofia Paw, babcia Gniewka i Lenki. - To wspaniała matka, która nigdy nie narzeka, chociaż ma do tego powody. Tak sobie myślę, że to właśnie dzięki Asi wszyscy tak zacięcie walczymy o zdrowie Lenki. Ona cały czas ma pewność, że jej córka kiedyś stanie na własnych nogach-do-daje kobieta.
Dziadkowie Leny chcą na ła­mach „Gazety Krakowskiej" podziękować wszystkim, którzy włączyli się do akcji zbierania nakrętek. - To uczucie, kiedy wchodzę do redakcji po kilku dniach a tu kolejne stosy wor­ków z nakrętkami, jest nie do opisania - mówi Bronisław Paw. - Nie chodzi o pieniądze, li­czy się uczucie, że są na świecie ludzie, którzy bezinteresownie włączą się do walki o zdrowie obcego dziecka - dodaje wzru­szony mężczyzna.
Wszystkim naszym bohate­rom i Czytelnikom „Gazet Kra­kowskiej" życzymy w Nowym. Roku dużo zdrowia i jak naj­mniej problemów. Jak pokazuje życie, wszystko uda się przez­wyciężyć.

2 komentarze: