niedziela, 7 marca 2010

... odwiedziny


Dziś odwiedziny taty i Janoszka. Wielka radość Igorka. Od rana szykujemy Janoszkowi niespodziankę – wielkie czerwone serce i wyklejankę - łąkę pełną kwiatów. Mamuniu a kiedy będzie lato pyta Igorek. A kiedy będę mógł chodzić na spacer???

Chłopaki szaleją. Mamy zgodę na opuszczenie oddziału – idziemy na sok (bez „konserwantów”) do bufetu i na rozgrywki piłki nożnej w opustoszałej poczekalni… Po powrocie na oddział Igorkowi podpinają Vinkrystynę.

Albert przywozi informację o zbiórce pieniędzy przeprowadzonej przez moje licealne koleżanki z klasy 4 e. Przywozi też rysunki namalowane przez dzieci jednej z nich - Edyty (niegdyś Makuch) -wiszą teraz nad łóżeczkiem Igorka. Moja licealna klasa z Konara bardzo nas wspiera. Ulka organizowała zbiórkę w Parafii Maksymiliana, Kasia Nowak (kiedyś Korczyk) przywiozła pieniądze, które Igorkowi przekazał szef jej firmy, Kasia Knapik (Cabak) zebrała datki od rodziny. Dziewczyny indywidualnie przelewają pieniądze na konto Fundacji, ale przede wszystkim są z nami duchem, myślami. I to się czuje. Wspierają esemesami, e-mailami, dobrym słowem, obecnością na odległość. Tak samo nasi koledzy i koleżanki ze studiów. Z podstawówki. Poczta pantoflowa działa. Oni też działają.

Dzwoni Iwonka Sobala. Akcja bezpłatnego wypełniania PIT-ów z przeznaczeniem 1% dla Igorka przynosi efekt i może zostanie powtórzona jeszcze w kwietniu. Kochani Dziękujemy…

Dziś na skrzynce mail od nieznanych mi osób, hen z Polski…

W ostatnią sobotę spotkałam się z Panią Małgosią, która jest florystką.W trakcie naszej rozmowy dowiedzieliśmy się o Igorku. 4 czerwca 2010 r.bierzemy ślub. Zapraszając gości będziemy ich prosić, aby nie kupowali nam kwiatów, a przewidzianą kwotę przeznaczyli na zbiórkę, która odbędzie się po ceremonii zaślubin. Zebrane pieniążki chcielibyśmy przekazać Państwu i w ten sposób pomóc w jakimś stopniu Igorkowi w walce z chorobą. Chciałabym prosić Państwa o wskazówki w jaki sposób przeprowadzić nasza małą akcje, tak aby cała zebrana kwota trafiła do Państwa. Jesteśmy pełni podziwu dla Państwa heroizmu. Z niecierpliwością oczekujemy odpowiedzi. Pozdrawiamy serdecznie Aleksandra Leśniak i Piotr Biliński.

Przypomina mi się dzień diagnozy. Gdy usłyszałam wyrok napisałam do Iwonki – mojej przyjaciółki sms-a. O tym, że to koniec, że świat mi się zawalił i że serce pęka z niewyobrażalnego bólu.

Weekend spędziłam z Igorkiem w izolatce na onkologii. Rzadko ją opuszczałam. Unikałam ludzi. Płakałam w ukryciu. Nie wychodziłam. Nie jadłam, piłam tylko kawę. Byłam tak rozedrgana i roztargniona, że nie zauważyłam nawet kiedy ukradli mi portfel z pieniędzmi, z dokumentami….

Z oburzeniem patrzyłam na roześmiane spacerujące po okrąglaku mamy, których dzieci z bezwłosymi główkami przechadzały się obok. Jak mogą w obliczu takiej tragedii być takie beztroskie - myślałam z oburzeniem. A może to jakieś lekkie przypadki? Dziś wiem, że takich tu nie ma, i że one takie musiały i takie wciąż muszą być. Muszą mieć siłę, by uśmiechać się do swoich dzieci. By wziąć je do kina i spędzić z nimi fantastyczne popołudnie wiedząc, że mają niewiele ponad 100 leukocytów i że nie przeżyją nocy… tak jak mama chłopca, którego z nami już nie ma, a który jeszcze kilka tygodni temu kolędował z dzieciakami na okraglaku. Uśmiech rodziców, pozory normalności – to jedyna stała pośród tej strasznej zmiennej jaką jest choroba nowotworowa.

A koniec, o którym wtedy 8 stycznia myślałam stał się początkiem… tego bloga, będącego formą terapii i dzięki Wam i Waszym komentarzom – naszą grupą wsparcia.

Ten koniec stał się początkiem lawiny dobra, która co dzień narasta, a której echo do nas dociera. Ten koniec wreszcie stał się początkiem walki, którą podjęliśmy i wierzcie - mamy zamiar wygrać - razem z Wami- jak ktoś napisał na blogu. Bo to już od dawna NASZA wspólna walka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz