sobota, 3 lipca 2010

...chemia, nareszcie

Dzisiaj rano zawiozłem Monikę i Igorka do Prokocimia. Oczywiście, po uprzednim sprawdzeniu, czy aby wszystkie leki są już w hurtowni. Na szczęście były. W związku z powyższym Igorek zacznie dziś przedostatnią (daj nam Panie...) serię chemii. Nie był szczęśliwy wyjeżdżając. Miał plan odwiedzenia znajomych i spędzenia z nimi miło czasu, ale będzie musiał pobyć na prokocimskiej "jedynce". Uszko dalej goi się bardzo ładnie, ale fakt, że nie wiemy, co się dzieje w środku, jest dla mnie mocno frustrujący. Dowiemy się tego w okolicach połowy lipca, bo dopiero wtedy będzie można wykonać rezonans magnetyczny. Oczywiście chcielibyśmy, żeby  radiolog nie znalazł tam już nic....
Naturalnie w związku z zaburzeniami w podawaniu chemii znów "w łeb" wzięły nasze plany wyjazdowe. Mieliśmy jechać ze znajomymi, ale oni nie są w stanie bez końca przestawiać urlopu. Skończy się chyba pobytem u kuzyna Moniki i chrzestnego Igorka, Krzysia. Ale okolice Tarnowa, malowniczo położone nad Dunajcem, to też doskonałe miejsce spędzenia kilku dni. Tym bardziej, że będziemy tam razem i u fantastycznych ludzi.
Janoszek ostentacyjnie wyprowadził się do babci Jasi i oświadczył, że wraca...31 sierpnia. Jakiś taki niezależny się robi. To boli....:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz