czwartek, 28 stycznia 2010

...z Jolą w Prokocimiu

Wczorajszy dzień spędziliśmy w klinice w Prokocimiu. Wyjazd o 6.45 rano powrót o15.30. Albert nie mógł wziąć urlopu, gdyż musiał uczestniczyć w uroczystościach wyzwolenia Oświęcimia. Skorzystaliśmy więc z uprzejmości Joli Senkowskiej, która zadeklarowała pomoc i dzielnie towarzyszyła w szpitalnych wielogodzinnych bojach (dziękujemy).
Najpierw badanie morfologii (OK), potem wizyta u lekarza, a następnie na Oddziale Czasowego Pobytu, gdzie Igorkowi zaaplikowano kolejną półgodzinną kroplówkę z chemią (Vincristyna). Małemu zmieniono też opatrunek na '”słoniku”. Musimy robić to co tydzień w Krakowie. „Słonik” - to założone operacyjnie na klatce piersiowej wejście - plastikowy dren do żyły głównej, którymi aplikowana jest chemia i wszystkie leki. To wpięta w ciało plastikowa rureczka, która jest wyjmowana po zakończonej kuracji.
Alberta odwiedził Marszałek Nawara. Dał nam namiary na świetnego neurochirurga, który może pomóc jeśli dojdzie do operacji Igorka, a wierzymy, że dojdzie, bo radykalne wycięcie guza z marginesem zdrowej tkanki daje optymalną szansę na pozbycie się nowotwora i wyeliminowanie ew. przerzutów. Trzeba tylko go drastycznie zmniejszyć, bo w lokalizacji okołooponowej, przy tym ułożeniu i wielkości guza, na razie operacja nie jest możliwa. Zobaczymy co zrobi chemia i radioterapia... A może zdarzy się cud?
Wieczorem była Asia. Przyleciała z Irlandii. Przywiozła organiczne przyprawy, makarony, fasole, kosmetyki, artykuły na temat kuracji antyrakowej...oraz pieniądze od Przyjaciół, którzy kibicują Igorkowi w irlandzkim Kilrush. Dziękujemy Wam Kochani. Asia przywiozła też dużo dobrych myśli i głębokie przekonanie o sukcesie naszej walki. Razem z Asią był Jarek, jej szwagier, którego Igor "zajechał" zabawą.
W nocy Igorek zagorączkował. Miał 38 stopni. Dzwoniłam do Prokocimia. Musi obejrzeć go pediatra, a jeśli to nie jest początek infekcji czeka nas wycieczka do kliniki, żeby zbadać sprawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz